„Uwierz w przyszłość. I spróbuj zrobić dla niej miejsce. Nie wypełniaj przyszłości sobą, posuń się i daj jej przestrzeń”, mówi w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego” (nr 5/2017) Tadeusz Sławek, poeta, eseista, myśliciel. Rozmowę o „ostrożnej nadziei”, „nie rozpychającym się ja” i różnicy między nadzieją a optymizmem przeprowadził Błażej Strzelczyk.

Można powiedzieć: o nadziei nigdy dosyć. Coraz częściej odkładamy gazetę, wyłączamy telewizor lub komputer przytłoczeni wiadomościami, które każą nam myśleć o przyszłości raczej w ciemnych barwach. Najnowszy „Tygodnik” upomina się o „nadzieję w czasach schyłku” w – Tischnerowskiej z ducha – rozmowie z byłym rektorem Uniwersytetu Śląskiego Tadeuszem Sławkiem. Tadeusz Sławek był gościem ubiegłorocznych Dni Tischnerowskich, wziął udział w debacie zatytułowanej „Współczesne wizje wolności”. W rozmowie z Błażejem Strzelczykiem mówi m.in. o tym, jakie postawy sprzyjają pojawieniu się nadziei i czym nadzieja różni się od optymizmu. Oto fragment wywiadu zatytułowanego „Zróbcie miejsce na karnawał”.

Błażej Strzelczyk: Możemy jakoś zatrzymać bieg historii?

Obawiam się, że nie.

Powiedział Pan, że „może będzie dobrze”.

Ponieważ zakładam, że życie społeczne, we wszystkich jego wymiarach, jeśli nie ma w swoim założeniu otwarcia na to, iż z każdej sytuacji może się wyłonić jakieś dobro, jest skazane na głęboki i wewnętrzny smutek. Jeśli tego otwarcia na dobro nie będzie, to okaże się, że będziemy żyć w smutku i „skazani na”. Budowanie życia społecznego powinno zatem polegać na dwóch rzeczach: po pierwsze, trzeba dokładnie przyglądać się sytuacji, w której żyjemy. Po drugie, trzeba uwierzyć w utopię, czyli życie w ciągłej niezgodzie na obecny stan spraw ludzkich. Pod warunkiem, że ta niezgoda nie będzie polegała wyłącznie na skreśleniu i wyprowadzeniu się ze świata.

To na czym ma polegać?

Na wierze, że istnieje kierunek zmian, w stronę którego powinniśmy dążyć, zakładając, i będąc świadomym, że nigdy tego stanu nie osiągniemy. I może dobrze, bo nie ma nic gorszego niż zrealizowana utopia. Często dąży ona do czynienia w swoim mniemaniu dobra w sposób radykalny, a kto radykalnie, czyli z pominięciem poglądów innych niż własne i nie szanując innych, zmierza do dobra, nieuchronnie czyni zło. To chyba wyraża naszą polską sytuację ostatnich miesięcy. (…)
Jeśli nie chcemy popaść w gładki optymizm, typu „jakoś to będzie”, albo w skrajny pesymizm, typu „nic nie można”, to musimy sobie stawiać niewygodne pytania. Ja natomiast proponuję panu, żebyśmy na potrzeby tej rozmowy zastąpili słowo „optymizm” słowem „nadzieja”.

Czym one się różnią?

Nadzieja ma moc otwierającą. Optymizm może być pięknoduchostwem. Od niego blisko jest do frazy: „jest źle, ale jakoś to będzie, nie ma się co przejmować”. Optymizm często praktykuje się na cudzy rachunek: polityk zapowiedział, że idą „lepsze czasy”, że „damy radę”. Więc pośpiesznie ulegamy takiemu programowi, nie bacząc na jego dalekosiężne skutki. Optymizm często jest więc właśnie „programowy”, czyli zakłada, że jacyś „oni” coś zapowiedzieli, i to jest „dobre”, natomiast z mojej strony wystarczy podzielać to przekonanie. W optymizmie nie ma aktywizmu, jest bierna zgoda.
A nadzieja jest trudna. Wymaga od nas wysiłku i odpowiedzialności. Także, a może przede wszystkim, odpowiedzialności za słowa. (…)
Musimy zrobić miejsce przyszłości. Dramat ludzkości polega na tym, że wypełniamy wszystko sobą. Dramat Polski bierze się stąd, że jedno ugrupowanie wypełnia sobą „dzisiaj” i zmierza do tego, by wypełnić sobą bez reszty „jutro”. Tymczasem przyszłość musi przyjść, musimy zrobić jej miejsce na jej, a nie na naszych warunkach. Nasze warunki na ogół są beznadziejne. Na ogół sposób, w jaki my wypełniamy postulaty przyszłości, tejże przyszłości zaprzecza. Jest ona niczym innym jak powtórzeniem dzisiejszych błędów.

Na przykład?

Nie pogodziliśmy się, i nic nie wskazuje na to, żeby to się stało, z naturą. Podczas gdy mamy zatrważające alarmy dotyczące smogu, w głowach rodzą nam się pomysły na powstanie elektrowni węglowych. Obłęd.

Ale to wycofanie się nie jest ucieczką?

Żadną miarą. Gdy mówię o wycofaniu się, to chodzi mi o stworzenie pustego miejsca. Wycofać się z tego, gdzie jesteśmy, i dać głos temu, co idzie. Idą nasze dzieci, nasze wnuki. One tego głosu jeszcze nie mają, jeszcze nie werbalizują, ale my musimy ten głos już słyszeć.
______________

Cały wywiad można przeczytać w papierowym wydaniu „Tygodnika Powszechnego” (nr 5/2017) lub na stronie internetowej pisma. Po zarejestrowaniu się na stronie, można kilka artykułów tygodniowo przeczytać bezpłatnie. Opłata za cały miesiąc korzystania ze wszystkich materiałów na stronie wynosi tylko 12,90 zł.