„Zakonnica jest dobrze zbudowana, ma ostre spojrzenie, budzi od razu respekt. W kontakcie z kobietami z ulicy (ale nie tylko) wyznaje zasadę: nigdy nic na siłę, bo Jezus mówi >>jeśli chcesz<<, a nie >>musisz<<. Nigdy też nie potępia, nie moralizuje. Siostra Anna to często pierwsza osoba w życiu kobiety doświadczającej procederu prostytucji, która niczego od niej nie oczekuje, nie gardzi, nie ocenia”.
W najnowszej, sierpniowo-wrześniowej „Więzi” (a także na portalu www.onet.pl) znaleźć można reportaż Joanny Brożek „Wyklęte anioły” poświęcony działalności Stowarzyszenia Marii Niepokalanej Na Rzecz Pomocy Dziewczętom i Kobietom i pracującej w nim siostry Anny Bałchan, laureatki Nagrody Znaku i Hestii im. ks. Józefa Tischnera z 2008 roku.
Stowarzyszenie ma swoją siedzibę przy parafii Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Katowicach. „Czasem w nocy dzwoni dzwonek. Któraś [z dziewczyn] decyduje się przełamać opór i przychodzi pogadać. Czasem z dzieckiem na ręku. W ciasnym pokoiku na parterze jest miejsce, żeby wygodnie usiąść i wyrzucić z siebie pierwszy krzyk. Siostra Anna: – Nie pytam wtedy, jak mogę Ci pomóc, ale czego TY chcesz dla siebie?
Za plecami siostry, na ścianie gigantyczna fototapeta. Szeroki horyzont błękitnego morza zlewającego się z lazurem nieba. Na pierwszym planie palma, złoty piasek i drewniany mostek udający prowizoryczne molo. Kojarzy się jednoznacznie: fragment utraconego raju…
– One przychodzą tu z własnej woli. Z różnych powodów, często już u kresu, z myślami samobójczymi, z lękami. I okazuje się, że sam fakt prostytucji jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Te kobiety robiły to nie tylko dlatego, że nie było w domu za co kupić dziecku jedzenia, ciuchów, nie było na czynsz. Wyjście na ulicę to suma różnych wypadkowych, pogmatwane historie i głębokie rany wyniesione z domu – twierdzi siostra Anna”.

 

Ośrodek to, jak pisze autorka, tylko kropla „w głębokim oceanie potrzeb”. Niestety, osób i instytucji chętnych tworzyć i prowadzić podobne placówki brakuje. Według danych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji w Polsce prostytuuje się ok. 13 tysięcy kobiet i 2 tysiące mężczyzn, ale dane te nie obejmują m.in. Bułgarek czy Ukrainek przywożonych do naszego kraju i pracujących jako tirówki. Zresztą skala problemu jest dużo, dużo szersza: są w Polsce dzieci, które sporadycznie się prostytuując, zarabiają pieniądze na utrzymanie rodziny. Statystykom wymykają się też dojrzałe kobiety, które na ulicy pojawiają się tylko od czasu do czasu, żeby „dorobić” do pensji. Ale źródeł prostytucji nie należy szukać jedynie w ekonomii.
„Zaskakuje fakt, że do drzwi na Krasińskiego puka coraz więcej dziewcząt nie – jak można by przypuszczać – z >>marginesu społecznego<< czy rodzin dysfunkcyjnych, rozbitych alkoholem, ale z tzw. przeciętnych krajowych. Oboje rodzice wykształceni, pracują, zarabiają nieźle, dziecko (dziewczyna) ma swój pokój, pozornie wszystko, co potrzeba. A jednak trafia na ulicę. Jak twierdzi siostra, to w ogromnej mierze >>zasługa<< albo zbyt wygórowanych wymagań ze strony rodziców, albo braku zainteresowania dzieckiem, albo – co najczęściej umyka uwadze przeciętnego rodzica – braku stałości w relacjach w rodzinie.
Siostra Bałchan: – Rodzice pracują, a dziecko przerzucane jest od babci do ciotki lub sąsiadki. Takie przekazywanie z rąk do rąk budzi u dziecka subiektywne odczucie porzucenia, niskie poczucie swojej wartości, co może zaowocować w przyszłości rzuceniem się w ramiona pierwszej lepszej osoby, która powie: I love you”.
Siostra Anna przyznaje, że czasem brakuje jej już sił. Ma żal do państwa, że ignoruje problem, i do ludzi, że demonizują problem prostytucji, zamiast pomóc w jego rozwiązywaniu. „W Polsce jest na pęczki ośrodków dla narkomanów, alkoholików czy w rozmaity sposób uwikłanych i poraniony ludzi. A prostytutki? Jak wyklęte, ciągle na marginesie. Jedyny dla nich adres: Katowice, Krasińskiego (warszawska fundacja La Strada, choć współpracuje ze stowarzyszeniem ze Śląska, zajmuje się głównie handlem ludźmi). Tymczasem tereny przygraniczne, całe Pomorze, wschodnia ściana kraju – to pustka.

 

Siostra i jej pracownicy piszą projekty, podania, apelują, ale coraz mniej jest chętnych, żeby pomóc. Utrzymanie jednej kobiety w ośrodku to średnio 28 zł na dobę (samo wyżywienie i nocleg). A gdzie terapia, gdzie leki?
Siostra często kłóci się z Panem Bogiem. To rodzaj buntu. Ale w odpowiedzi przychodzi zwykle jeden uśmiech. Wystarczy, że twarz podopiecznej w ośrodku zmieni się od szczerego wybuchu radości. To światełko, że coś drgnęło. Anna Bałchan: – Dla tego jednego wybuchu i uśmiechu każdego przebywającego z nami dziecka i kobiety, warto znowu dać z siebie wszystko”.
Reportaż Joanny Brożek jest częścią bloku artykułów zatytułowanego „Bezsilni wobec prostytucji?”.
Wszystkim, którzy szukają informacji o działalności s. Anny Bałachan, polecamy wydaną w 2007 roku przez Znak książkę „Kobieta nie jest grzechem” – wywiad-rzekę przeprowadzony z siostrą przez Katarzynę Wiśniewską.