„Wyzwanie dla teologów” – taki tytuł nosi krótki szkic o. Jana A. Kłoczowskiego OP zamieszczony w ostatnim „Znaku” (nr 7-8/2012). Jest to wprowadzenie do opublikowanego w tym samym numerze fragmentu jednej z prac Kierkegaarda poświęconych religii. Chrześcijaństwo, referuje myśl duńskiego filozofa o. Kłoczowski, „musi na nowo odkryć swoje żywe korzenie. Problem polega na wewnętrznej martwocie chrześcijan, dla których samo chrześcijaństwo stało się bezdusznym uczestnictwem w społecznym układzie, swoistą postacią oportunizmu i lenistwa”.

Dzieło, do którego odnosi się o. Kłoczowski, nosi tytuł „Nienaukowe zamykające post scriptum do >>Okruchów filozoficznych<<” i ukazało się w ubiegłym roku w całości w przekładzie zasłużonego tłumacza Kierkegaarda, Karola Toeplitza. „Dotychczasowe lektury dzieł duńskiego filozofa”, pisze Kłoczowski, „utrwaliły w mojej świadomości pewność, że ostrze jego polemicznych ataków skierowane było głównie przeciw Heglowi i jego systemowi i że w dużym stopniu było to wynikiem jego osobistych przeżyć i idiosynkrazji. Lektura omawianego dzieła przekonała mnie, że byłem w błędzie. Pisma Kierkegaarda przemawiają o wiele klarowniej i mocniej, jeżeli spojrzy się na sytuację intelektualną i duchową pierwszej połowy XIX w., co więcej – okazują się bardzo aktualnym głosem w naszych obecnych debatach. Chodzi mi o tę perspektywę spojrzenia na religię w ogóle, a na chrześcijaństwo w szczególności, którą określamy jako >>postsekularność<<. Dlaczego?
Tłem, na którym rozwija się myślenie Kierkegaarda, jest przede wszystkim Oświecenie. Jako chrześcijanina interesuje go fundamentalne pytanie postawione przez Gottholda Ephraima Lessinga, czołowego przedstawiciela niemieckiego Aufklärung. Czytamy: >>Lessing powiedział, że przypadkowe historyczne prawdy nigdy nie mogą stać się dowodem wiecznych prawd rozumu; podobnie, że przejście, dzięki któremu pragnie się budować na historycznej prawdzie wieczną prawdę, jest skokiem<<.
Rdzeniem chrześcijaństwa – Kierkegaard jest o tym głęboko przekonany – jest prawda o Jezusie Chrystusie, o Jego nauce, Krzyżu i Zmartwychwstaniu. Ale jaka ona jest? Czy to jest prawda systemu, zamkniętej i logicznie skonstruowanej budowli? Czytamy wyraźną deklarację duńskiego myśliciela: >>Co to jest myślenie abstrakcyjne? Jest to myślenie, w którym nie ma myślącego<<. W podręcznikach filozofii Kierkegaard jest umieszczany w przegródce noszącej nazwę: >>myśliciel subiektywny<<. Niekoniecznie musi to oznaczać dezaprobatę, raczej postawa ta wyraża wyniosłą wyrozumiałość: ludzkie sprawy są bardzo skomplikowane i dobrze, że znajdują się myśliciele czy raczej pisarze, którzy podejmują taką problematykę. Nie jest to jednak poważna filozofia naukowa, najwyżej jej marginesy. Na szczęście Kierkegaard nie pracował na żadnym uniwersytecie, nie musiał pisać sylabusów, dbać o liczbę cytowań w międzynarodowych publikacjach, choć mając ich teraz tyle, mógłby zdobyć wiele grantów. To inni go studiują, piszą o nim doktoraty i habilitacje – on po prostu myślał. A robił to namiętnie, chodziło mu bowiem o coś dla niego najważniejszego: o prawdę człowieka jako jednostki. W >>Dzienniku<< pisał: >>każda jednostka ma nieskończoną rzeczywistość<< oraz >>każde jednostkowe życie jest niewspółmierne do jego konceptualizacji<<. Oczywiście wyrażał w ten sposób swój sprzeciw wobec abstrakcyjnego systemu Hegla, ale w moim przekonaniu sprawa jest jeszcze bardziej złożona. Czytam w >>Nienaukowym zamykającym post scriptum…<<: >>Moja główna myśl sprowadza się do tego, że w potoku nieustannie narastającej współcześnie wiedzy zapomniano, co to znaczy egzystować i jakie znaczenie posiada wewnętrzność i że nieporozumienia między spekulacją i chrześcijaństwem na tej podstawie musiałoby się dać wyjaśnić<<.
Czym jest ten >>potok nieustannie narastającej współcześnie wiedzy<<? Duch Oświecenia żyje i przybiera nową, coraz bardziej wyrazistą postać. W czasie, kiedy Kierkegaard pisze w Kopenhadze, w Paryżu głośne stają się idee Auguste’a Comte’a, zapowiadające koniec za sprawą nauki pozytywnej, fundowanej na doświadczeniu, tak religii, jak i metafizycznej filozofii. Idei pozytywizmu towarzyszył projekt na swój sposób postsekularny, mianowicie wyrażający się w kulcie Ludzkości jako gatunku, którego jednostki są jedynie reprezentantami. W myśli młodego Marksa rodzi się próba wyjaśnienia ukształtowania człowieka poprzez pracę, ale rozumianego jako człowiek gatunkowy, rodzaj ludzki, a nie jednostka. Jednostkowość osoby czy, jak chce Kierkegaard, egzystencji , jej dramatyczne zmaganie z życiem, walka o sens uważane są za mało ważne. Wyjątkiem był może Max Stirner, który prawie w tym samym czasie, kiedy ukazała się omawiana książka Kierkegaarda, wydał Jedynego i jego własność (1844), gdzie namiętnie dopominał się uznania jednostki i jej prawa do kierowania się egoizmem. Bez wątpienia głównym adwersarzem Kierkegaarda jest Hegel, ale upominanie się duńskiego filozofa o jednostkę jest podjęciem wyzwania bardziej fundamentalnego”.

 

Jeżeli określać Kierkegaarda jako myśliciela subiektywnego – konkluduje ten wątek o. Kłoczowski – „to tylko w tym znaczeniu, że domagał się on uznania prawa do wypowiadania się w imieniu i z punktu widzenia jednostki w jej zmaganiu się z rzeczywistością, a nie w znaczeniu jakiegokolwiek solipsyzmu poznawczego czy etycznego. Jest to subiektywność dialektyczna, uwikłana w zmaganie się ze światem, a nie subiektywność ucieczki od świata w krainę baśniowych marzeń”.
O. Kłoczowski przywołuje jeszcze jedna myśl Kierkegaarda: „Jeśli zapomniano, co to znaczy istnieć religijnie, to zapomniano także, co to znaczy po ludzku egzystować; więc to należało [ponownie] ujawnić i wyraźnie wyartykułować”. Co to znaczy? „Hegel uważał”, tłumaczy Kłoczowski, „że jego system obronił religię, podporządkowując ją filozofii, a dokładniej – tłumacząc język religijnych >>wyobrażeń<< na język spekulatywnych pojęć. Jednak ta operacja unieważniła jednostkę, jej >>ludzką egzystencję<<. Dlatego zapomnienie o tym, co znaczy >>istnieć religijnie<<, miało konsekwencje nie tylko dla religii, ale także dla antropologii, czyniąc z człowieka jedynie element systemu. Prawda jest wtedy traktowana jako zbiór formuł, które trzeba przyjmować bez głębszego rozumienia. Natomiast żywa staje się wtedy, gdy kształtuje życie: >>ale egzystować w prawdzie, a więc przenikać świadomością swoją egzystencję, a więc jednocześnie wybiegać wiecznie daleko poza nią i mimo to być stale w niej obecnym, w stawaniu się – to naprawdę jest trudne<<”.
Kierkegaard – konkluduje Kłoczowski – nie jest jednak tradycjonalistą tęskniącym za powrotem do „dawnego porządku”. „Religia – a dla duńskiego myśliciela to przede wszystkim chrześcijaństwo – musi na nowo odkryć swoje żywe korzenie. Problem nie polega tylko na podjęciu polemiki z próbami roztopienia wiary w systemie, ale na wewnętrznej martwocie chrześcijan, dla których samo chrześcijaństwo stało się bezdusznym uczestnictwem w społecznym układzie, swoistą postacią oportunizmu i lenistwa. Całe pisarstwo Kierkegaarda jest wyzwaniem rzuconym teologom, instytucjom kościelnym i kulturze oficjalnie deklarującej się jako chrześcijańska, ale jakże dalekiej od namiętnej i bezkompromisowej wiary ewangelicznej”.

Całość tekstu o. Kłoczowskiego można znaleźć w drukowanym wydaniu miesięcznika „Znak” (nr 7-8/2012) lub na stronie internetowej pisma.