„Czy nasza ojczyzna ma być zbawiana przez spełnianie obowiązków czy kaprysów? Gdzie jest granica między obowiązkiem, zakorzenionym w ludzkim sumieniu, a kaprysem, nigdzie nie zakorzenionym?”, pytał – przed trzydziestoma laty! – ks. Tischner. W związku ze zbliżającym się Świętem Niepodległości publikujemy rozdział „Alfabetu Tischnera” poświęcony pojęciu „ojczyzny”.

Stosunek człowieka do ojczyzny nie jest stosunkiem części do całości. Człowiek nie jest częścią ojczyzny, jak część jest częścią całości, która ją ogarnia. Ojczyzna nie jest „zbiorem” jednostek jako swych „elementów”. Nie należy również sądzić, że stosunek ojczyzny do człowieka jest stosunkiem normy ogólnej do działań, które tę normę odzwierciedlają. Wszystkie te i tym podobne sposoby myślenia o ojczyźnie są zamaskowanym „totalizowaniem” ojczyzny. Ale ojczyzna nie jest „totalna”, lecz moralna. (Nadzieja szukająca prawdy)

Trzy podstawowe pojęcia i trzy rodzaje związanych z nimi wartości – lud, naród, ojczyzna – wiążą się w szczególny ciąg znaczeniowy. Każde pojęcie otwiera jakąś nową perspektywę w myśleniu o wspólnocie „my”. Pojęcie „ludu” otwiera perspektywę na pojęcie „narodu”, pojęcie „narodu” otwiera perspektywę na ideę „ojczyzny”. W jakimś dość niejednoznacznym stosunku do tych pojęć pozostaje perspektywa „państwa”. „Państwo” może być bowiem „ludowe”, może być „narodowe” i może też być „ojczyzną” wielu ludów i narodów. „Ojczyzna” wydaje się zwieńczać intencje znaczeniowe pozostałych pojęć. Określa ona projekt, ku któremu dąży „lud”, „naród”, a także „państwo”. W końcu chodzi o to, by każda jednostka znalazła się we wspólnocie jako swej „ojczyźnie”. Rozumieć „naród” w horyzoncie nadziei znaczy więc: rozumieć go poprzez to, ku czemu dąży, a nie poprzez to, z czego się wyłania. Nie uchwyci natury „ludu” ten, kto nie spojrzy na „lud” z wyższej perspektywy „narodu”, i nie zrozumie natury „narodu” ten, kto nie zobaczy go poprzez „ojczyznę”. (W krainie schorowanej wyobraźni, 125-126)

Być w „ojczyźnie” – to „być sobą u siebie”. To jednak nie jest możliwe bez jakiegoś wyboru. „Ojcowiznę” się ma, „ojcowiznę” się otrzymu¬je, „ojczyznę” się również wybiera. Dzięki obecności momentu wybrania „naród” i „ojczyzna” stają się war¬tościami etycznymi. Jako takie ¬ustanawiają „obowiązek etyczny”. Norwid definiował „naród” w następujących słowach: „Ojczyzna jest to wielki-zbiorowy-Obowiązek”. (W krainie schorowanej wyobraźni, 136)

Ojczyzna bierze udział w dziejach – jest podmiotem dziejów. Przechodzi przez okresy klęsk i zwycięstw, ubóstwa i bogactwa, uwiądu i rozkwitu. Raz po raz znajduje się w sytuacji dziejowej próby. W sytuacji próby wyłania się kluczowe pytanie: co jest podstawową siłą napędową ojczystych dziejów? (…) [Odpowiedź brzmi:] podstawową siłą napędową ojczystych dziejów jest człowiek. (…) Prawdziwa reforma świata zaczyna się od prawdziwej przemiany człowieka. Przemiana struktur i systemów jest ważna, ale w sumie pochodna, ojczysta nadzieja wyrasta nie z tego, co może być, ale z tego, jaki jest człowiek. (Polska jest Ojczyzną, 108-109)

[Wybór ojczyzny] dokonuje się nie tylko poprzez potwierdzenie, ale i poprzez sprzeciw. Źle rozumuje ten, kto sądzi, że sprzeciw jest aktem zerwania. Sprzeciw to w gruncie rzeczy także akt twórczej wzajemności. Ileż to razy historia Polski wyrażała tym, którzy się Polsce sprzeciwiali! (…) Kto się sprzeciwia aktualnej Polsce, czyni to w imię polskiej nadziei i zawsze jakoś przygotowuje grunt pod Polskę jutra. (Polska jest Ojczyzną, 110)

[Czy mówić młodym ludziom o poświęceniu, ojczyźnie?] Myślę, że oni w gruncie rzeczy tak bardzo się od nas, dorosłych, nie różnią. Tak samo walczą o tożsamość, godność czy akceptację, tylko oczywiście szukają tego w czymś innym. W czasie okupacji było inaczej, bo patriotyzmu uczyli nas Niemcy. Dopóki nie wiadomo, co zrobić z jakąś wartością, jest ona pusta. Jeżeli ojczyzna była wtedy wartością, to dlatego, że pobudzała do poświęceń, a nie odwrotnie. Dzisiaj młodzież także odczuwa potrzebę poświęcania się. (Przekonać Pana Boga, 152)

Kiedyś w czasie okupacji jechałem z ojcem pociągiem z Chabówki do Nowego Sącza. Pociąg jechał przez góry, lasami i bywał obiektem napadów partyzanckich, dlatego Niemcy dość często go kontrolowali. I właśnie tego dnia również wpadli Niemcy, szukali partyzantów, czy może szmuglowników, nie wiem. Weszli do wagonu – najpierw polski policjant, za nim Niemcy – no i polski policjant powiedział: „Wszyscy mężczyźni wstać. Ręce do góry!”. Nie bardzo wiedziałem, co mam robić – byłem stosunkowo wysoki, jak na swój wiek, chociaż miałem dopiero jedenaście czy dwanaście lat. Na wszelki wypadek wstałem i też podniosłem ręce. Wówczas Niemiec podszedł do mnie i spytał, ile mam lat, a usłyszawszy odpowiedź, kazał mi usiąść. Byłem wtedy strasznie zawiedziony, że nie zaliczono mnie do wrogów Trzeciej Rzeszy. (S, 33)

Prawdziwą wartością jest dzielność obywateli. Prawdziwą wartością jest obywatelskie sumienie i płynące z niego poczucie obowiązku. (…) Norwid mówił: „Ojczyzna to wielki-zbiorowy-Obowiązek”. Czy ojczyznę naszą mogą budować ludzie, których poczucie obowiązku uległo gruntownemu zniekształceniu? Albo: czy mogą podejmować odpowiedzialność za ojczyznę tacy ludzie, którzy w chorobliwy sposób pozostają w konflikcie ze swoimi obowiązkami? Czy nasza ojczyzna ma być zbawiana przez spełnianie obowiązków czy kaprysów? Gdzie jest granica między obowiązkiem, zakorzenionym w ludzkim sumieniu, a kaprysem, nigdzie nie zakorzenionym? (Nadzieja czeka na słowo, 215)

Bywają czasem takie sytuacje, że ocalenie ojczyzny zależy od działań nadobowiązkowych. Wydaje się wtedy, że ojczyzna znajduje się jakby poza obowiązkiem. Wtedy ludzie rzucają swoje obowiązki i biegną, aby ratować ojczyznę. Wtedy zdarza się, że politycy zajmują się ekonomią, ekonomiści poezją, poeci polityką, chłopi przemysłem, a przemysłowcy chłopami. Po chwili okazuje się jednak, że coś tutaj nie bardzo gra (…). Aby odnaleźć ojczyznę, trzeba więc wrócić, wrócić do obowiązku. Może był kiedyś taki czas, że można i trzeba było ratować ojczyznę działaniami ponadobowiązkowymi. Ale dziś trzeba iść chyba tropem mądrego Norwida i we własnym obowiązku odkryć cząstkę obowiązku ojczystego. (Nadzieja czeka na słowo, 277)

Rozważając sprawę niepodległości, nawiązujemy do przeszłości, do bohaterów tej sprawy. Tym samym dokonujemy wyboru jej bohaterów. Dzień dzisiejszy wysuwa na plan pierwszy Józefa Piłsudskiego. Ignacego Paderewskiego, Romana Dmowskiego, potem Wincentego Witosa i wielu innych. Dotychczas tak się najczęściej składało, że wybór jednego bohatera łączył się z pominięciem innego. Tak jakoś się wydawało, że polska łódź jest za ciasna, żeby pomieścić postawy sobie przeciwne, ot choćby takie jak Traugutta i Wielopolskiego. Wspomnieniom polskiej przeszłości wciąż towarzyszy plusk wody, w której topimy jednych bohaterów i z której wydobywamy innych, by zastępowali świeżo utopionych. Wydaje mi się, że na przykład we Francji jest inaczej. Tam na pomniku chwały narodowej może stanąć zarówno Robespierre, jak król, któremu Robespierre kazał ściąć głową, a nawet ten, kto ściął głowę Robespierre’owi. (Niepodległość)