Tegoroczny laureat Nagrody Znaku i Hestii im. ks. Józefa Tischnera w najnowszym numerze „Tygodnika Powszechnego” (36/2010) dzieli się swoimi wrażeniami z… Wysp Kanaryjskich oraz przemyśleniami na temat relacji między nauką a wiarą. Publikujemy fragment jego artykułu zatytułowanego „Psie Wyspy”, w którym autor pokazuje, jak obustronna ignorancja uniemożliwia dialog tych dwóch dziedzin.

Może w Hiszpanii widać to wyraźniej niż w innych krajach: tradycyjna pobożność w odwrocie, w coraz bardziej zmniejszających się enklawach. Postępująca laicyzacja, która nie jest wynikiem żadnych głębokich przemyśleń, lecz po prostu utratą zainteresowania religią. Ludzie dali sobie wmówić (lub sami sobie wmówili), że religia jest zbiorem legend, które nie mają żadnego znaczenia dla ludzkiego życia. Mit nauki, która wykazała fałszywość religii, a przynajmniej zepchnęła ją na daleki margines, jest niemal powszechny. Zresztą ignorancja nauki niemal dorównuje ignorancji religijnej.
Ale podskórny niepokój gdzieś jednak drzemie. Jak lawa w uśpionym wulkanie. Myślę, że to jest właśnie powodem, dla którego moje odczyty ściągają zawsze wielu słuchaczy. Ksiądz zajmujący się nauką to egzotyka, którą warto zobaczyć, ale też może odrobina tęsknoty za tym, żeby religijna wizja świata nie była całkiem zdyskredytowana. Oczywiście są też i tacy, którzy chcą swoją religijną wizję jakoś podbudować, ale wątpię, czy to oni stanowią większość moich słuchaczy.
Mam tu, na Universidad Internacional Menéndez Pelayo cykl wykładów (studenci mogą je zaliczać za dwa kredyty) pt. „Cosmology and Intelligibility of the Universe”. Mówię o kosmologii, ale w dyskusjach ciągle pojawia się temat „nauka a wiara”, więc zdecydowałem się poświęcić mu wprost dwie godziny. Oprócz studentów przychodzi sporo ludzi z zewnątrz. Miałem też odczyt na seminarium w Instytucie Astrofizyki o nieprzemiennym modelu Friedmana. Kilka osób stamtąd przyszło potem na mój bardziej popularny cykl. Organizatorzy mówią, że nie mieli dotychczas takiego zainteresowania.
W odczytach „nauka a wiara” mówię rzeczy elementarne. Wydaje mi się, że ludzie powinni to znać ze szkoły średniej. Ale nie znają i często słuchają jak rewelacji. Za jeden z głównych współczesnych problemów Kościoła katolickiego uważam stan edukacji religijnej.
Ale z edukacją naukową społeczeństwa też nie jest lepiej. Zapowiedziała się jakaś ogólnohiszpańska agencja informacyjna na wywiad (egzotyczny okaz do odnotowania w rubryce codziennych sensacji). Bardzo miły pan wyciągnął komputerowy wydruk z agencyjną informacją na mój temat i zadał pierwsze pytanie:
– Jak teologia radzi sobie ze współczesnym modelem kosmologicznym, według którego Wszechświat jest wieczny, a jego historia składa się z nieustannie powtarzających się cykli?
Odpowiedziałem, że według najnowszych danych obserwacyjnych Wszechświat jest przestrzennie płaski i będzie się rozszerzał w nieskończoność. Mogłem oczywiście powiedzieć o różnych zastrzeżeniach, którymi należałoby ten wniosek obwarować, ale jego pewność siebie kazała mi ograniczyć się do prostego stwierdzenia. Moja odpowiedź zbiła go z tropu. Po konsultacji ze swoją „ściągą” zadał mi kolejne pytanie. Tym razem dotyczyło matematycznego dowodu na istnienie Boga, bo przecież za to otrzymałem Nagrodę Templetona. Gdy wyjaśniłem, że nigdy nie próbowałem matematycznie dowodzić istnienia Boga i że nie tego dotyczyła Nagroda Templetona, zapytał mnie jeszcze, czy nie chciałbym czegoś powiedzieć o pedofilii w Kościele, a gdy stwierdziłem, że nie mam na ten temat nic do powiedzenia, szybko zakończył wywiad (ciekawe, czy i co ukaże się w hiszpańskiej prasie). Niestety, to nie był odosobniony „wypadek przy pracy”. Zbyt często zdarza mi się brać udział w podobnych wpadkach.