„Europa znalazła się pośrodku konfliktu, który trwa wewnątrz islamu. Obecna formuła społeczeństwa wielokulturowego jest skazana na porażkę”, pisze Piotr Kłodkowski, laureat Nagrody Znaku i Hestii im. ks. J. Tischnera z roku 2006, a obecnie rektor Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. J. Tischnera w Krakowie, w najnowszym „Tygodniku Powszechnym” (nr 4/2015).

W bardzo interesującym artykule „Islamska wojna domowa” Piotr Kłodkowski opisuje obecny stan „fitny”, czyli wojny, jaka toczy się wewnątrz samego islamu. Z jednej strony, pisze, mamy „rosnące w siłę odłamy salafickie. To islam radykalny, nawiązujący do różnych koncepcji: Ibn Abd al-Wahhaba (twórcy nurtu wahabickiego, obowiązującego dziś w Arabii Saudyjskiej), Abu al-Ali Maududiego z Pakistanu czy irańskiego imama Chomeiniego w przypadku szyitów. Literalna interpretacja Koranu, rewolucyjny zapał i chęć >>oczyszczenia<< religii z jakoby nieislamskich naleciałości: to wyznaczniki działań salafitów. Wydarzenia ostatnich 30 lat pomogły im wyjść z ideowej niszy na główną scenę historii. (…) Po drugiej stronie mamy autorytarne lub półautorytarne reżimy w Północnej Afryce i części Bliskiego Wschodu, które wprawdzie odrzucają radykalną interpretację religii, ale zachowują (lub próbują zachować) kontrolę nad całą maszynerią państwa. Polityczny autorytaryzm – to tutaj cena za powstrzymywanie nurtu radykalnego”.
Zdecydowana większość muzułmanów nie identyfikuje się z żadną z opisanych stron. „Są przywiązani do tradycji religijnej, lecz interesuje ich spokojna i dostatnia egzystencja – taka, jakiej żadna ze stron sporu nie może zagwarantować. W zależności od sytuacji mogą skłaniać się ku jednej lub drugiej opcji, co było widoczne podczas Arabskiej Wiosny. Nie można też zapomnieć o rosnącej klasie średniej – nieźle wykształconej i pragnącej poszerzać obszar swej wolności i obyczajowego liberalizmu. To jej członkowie zaakceptowali ze spokojem usunięcie rządów Braci Muzułmańskich w Egipcie przez armię. To oni organizowali protesty przeciw coraz bardziej autorytarnym pomysłom prezydenta Erdoğana w Turcji”.
Kłodkowski zwraca uwagę, że pola konfliktu nie ograniczają się do religii, „dużą rolę odgrywają też podziały plemienne i klanowe, etniczne i klasowe. Umma, światowa wspólnota muzułmańska, jest podzielona jak rzadko kiedy w historii. A podziałom towarzyszą frustracja, poczucie resentymentu, strach przed przemocą – i to ze strony współbraci w wierze”.
To ponury obraz, pisze autor. „Ale warto pamiętać, że cywilizacja islamu doświadczyła już kryzysów, a samoregulacja, choć bolesna, prowadziła do względnej stabilizacji i okresu pokoju. Tak było choćby po upadku Imperium Osmańskiego, na którego gruzach wyrosła współczesna Turcja”.
Jak w tej sytuacji powinna zachować się Unia Europejska?
„Unia Europejska i wiele jej krajów nie mogą zrezygnować z polityki interwencji (politycznej, ekonomicznej, militarnej) w bliższym i dalszym sąsiedztwie. Powodem jest troska o własne bezpieczeństwo, promocja wartości demokratycznych, zapobieżenie ludobójstwu. Ale interwencje muszą mieć swą cenę, zwłaszcza że odbywają się głównie w krajach islamu i właśnie w chwili, gdy doświadcza on wewnętrznych konfliktów. Niewiele pomogą zaklęcia, że >>toczymy wojnę z terroryzmem<<, a nie – Boże uchowaj! – z wyznawcami islamu. Najbardziej szlachetne motywy i oświadczenia nie mogą przysłonić faktów. Świeckie wartości, łącznie z nieskrępowaną wolnością słowa, z których Unia (i Polska) jest tak dumna, niekoniecznie są powodem do dumy dla muzułmanów mieszkających w Europie, w tym dla tych tu urodzonych i wychowanych.
Raport Wissenschaftszentrum Berlin für Sozialforschung z 2013 r. – sporządzony na podstawie badań w sześciu krajach (w tym Francji) – przedstawia poglądy europejskich muzułmanów. Dwie trzecie z nich twierdzi więc, że prawa religijne są ważniejsze niż prawa obowiązujące w danym kraju, a trzy czwarte nie dopuszcza pluralizmu w interpretacji Koranu: chcą, by istniała jedna bezdyskusyjna jego interpretacja (dla kontrastu: takie poglądy głosi odpowiednio 13 proc. i 20 proc. chrześcijan w Europie). Aż 45 proc. muzułmanów deklaruje otwarcie antysemityzm; także 45 proc. uznaje, że Zachód chce zniszczyć islam (wśród chrześcijan 9 proc. przyznaje się do antysemityzmu, a 23 proc. sądzi, że islam chce zniszczyć Zachód).
Autorzy raportu twierdzą, że radykalizm znajduje podatny grunt wśród europejskich muzułmanów, i że w Europie >>islamski fundamentalizm religijny jest szeroko rozpowszechniony<<. Trudno jednoznacznie wyjaśnić tego przyczyny. Ale można założyć, że dużą rolę odgrywa połączenie polityki Unii wobec krajów islamskich z postreligijną koncepcją świeckiego państwa obowiązującą w Europie, co może być postrzegane przez muzułmanów jako zagrożenie, a nie szansa na kultywowanie religijnych wartości. (…) Mielibyśmy więc sytuację paradoksalną: im więcej swobody obyczajowej, kulturowego pluralizmu i wolności słowa, plus aktywna polityka zagraniczna – tym bardziej dynamiczny rozwój tendencji fundamentalistycznych wśród europejskich muzułmanów. Jeśli taka diagnoza jest prawdziwa, to dotychczasowa formuła tworzenia społeczeństwa wielokulturowego jest skazana na porażkę”.
Co robić w tej sytuacji? Kłodkowski pisze, że żadne „zaklęcia polityczne i intelektualne” nie pomogą w jej naprawieniu. „A rzeczywisty dialog międzykulturowy w Europie będzie musiał zostać oparty na zupełnie innych fundamentach – inaczej skazujemy się na kolejne demonstracje solidarności po kolejnych aktach przemocy. Forma i treść tego dialogu to wyzwanie na najbliższe lata. Bo alternatywa, czyli polityka zaniechania, może zaowocować dezintegracją kontynentu”.
Cały artykuł można znaleźć w papierowym lub elektronicznym wydaniu „Tygodnika Powszechnego”.