W najnowszej „Polityce” (nr 26/2009) można przeczytać rocznicowy esej Jarosława Makowskiego „Józef Tischner: kaznodzieja Sarmatów”. Inspiracją dla tego tekstu była książka „Wiara ze słuchania” – zbiór kazań wygłoszonych przez ks. Józefa Tischnera w kościele sióstr klarysek w Starym Sączu w latach 1980-92.
Makowski zwraca uwagę, że Tischner „miał w sobie jakiś niezwykły dar, który przyciągał do niego ludzi jak pszczoły do miodu. Po wielokroć, jako jego student, widziałem, że gdzie tylko się pojawiał, gromadziły się wokół niego tłumy. Widziałem, jak zatwardziali ateiści czy osobiści wrogowie Kościoła i Pana Boga miękli i zamieniali się w pobożne, słuchające go owieczki”. Ludzie lgnęli do Tischnera, pisze Makowski, nie dlatego, że był medialną gwiazdą, osobą znaną z ekranu telewizora, ale przede wszystkim dlatego, że „przy nim po prostu się rosło. Ludzie, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, chcieli stawać się lepszymi. Chcieli być nie tymi, którymi byli, ale tym, którymi mogli być, gdyby tylko >>chcieli chcieć<<”.
Kapłaństwo, uważa publicysta „Polityki”, nie było dla Tischnera celem samym w sobie, a jedynie środkiem do celu zasadniczego, którym było ratowanie ludzkiej nadziei. „Wierzył, że przepowiadania Dobrej Nowiny nie można sprowadzić do powtarzania utartych formuł. Dobra Nowina jest w jego interpretacji przede wszystkim próbą odpowiedzi na bóle, jakie nosi w sobie człowiek, na dramaty, które sprawiają, że ziemia usuwa mu się spod nóg”.
Tom „Wiara ze słuchania” dowodzi jednocześnie, że Tischner był staromodny: nie ilustrował swoich kazań przykładami wziętymi z mediów, ale stale odwoływał się do wielkich postaci i scen z Biblii, szczególnie z Ewangelii. Ta cecha jego kaznodziejstwa również przyciągała ludzi. „Tischner”, pisze Makowski, „karmi się przede wszystkim Ewangelią. To ona stanowi pryzmat, przez który interpretuje świat. Kto chce odnaleźć sedno chrześcijaństwa, musi sięgać do Ewangelii. Tam są słowa życia. Nie znajdzie ich w pocieszeniach swojego proboszcza, abstrakcyjnych rozważaniach teologa, czy w publicystyce takich pismaków religijnych jak choćby ja. Z powrotem do Ewangelii – mówi Tischner i ubolewa, że – gdy przygląda się codziennej rzeczywistości – to wydaje mu się, jakby ludzie >>nigdy Ewangelii nie przeczytali, jakby ta Ewangelia była dla nas tekstem zupełnie obcym<<”.
Był kaznodzieją wymagającym, a jednocześnie – konkluduje Makowski – stawiał na wolność. Do wolności się odwoływał, wolności uczył, wolność uważał za najważniejszy przymiot Boga.