Publikujemy przemówienie prof. Stefana Swieżawskiego wygłoszone z okazji wręczenia Nagrody Znaku i Hestii im. ks. J. Tischnera. Uroczystość wręczenia odbyła się 2 czerwca 2001 roku w ogrodach Znaku. Przemówienie zostało po raz pierwszy opublikowane w „Tygodniku Powszechnym” (z 8 lipca 2001 r.), w specjalnym dodatku „Kontrapunkt” przygotowanym w związku z pierwszą rocznicą śmierci ks. Tischnera.

Jest dla mnie wielką radością i wielką chwilą, że tę nagrodę otrzymuję właśnie tutaj, w tym środowisku, z którym jestem związany od samego początku. Dziękuję z całego serca za wszystko, co zostało tutaj dziś wyrażone, a przede wszystkim za serce i zrozumienie, które czuję ze strony wszystkich obecnych. Dziękuję z całego serca. A przede wszystkim chcę pomyśleć o osobie księdza Józefa. I nawiązać do tego, o czym mówił wcześniej ksiądz Adam Boniecki – do sporu, który toczył się między mną a księdzem Tischnerem w latach siedemdziesiątych.
Myślę o tym, jak zwodnicza może być najbardziej erudycyjna historia myśli ludzkiej. Gdyby ktoś wziął teksty, które się wtedy ukazywały, teksty tej bardzo ciekawej polemiki filozoficznej o świętego Tomasza, pomyślałby sobie: no, najwięksi przeciwnicy to z jednej strony Swieżawski i jego grupa, a z drugiej strony Tischner. Jakie to jest memento dla historyków; pokazuje, jak głęboko trzeba sięgać. Duc in altum, ,,idź na głębię”: tam znajdzie się to, co jest naprawdę wartościowe, to, co naprawdę łączy. Bo w postaci księdza Tischnera i w jego twórczości jest coś, co głęboko łączy się z moimi najgłębszymi pragnieniami.
To nie są poglądy filozoficzne, które mogą być takie lub inne, ale myśl o samej filozofii. By filozofia była tym, czym ma być – kultem i uprawą mądrości – musi być najpierw wolna. I myśl filozoficzna, podobnie jak – mówię to z całą świadomością – myśl teologiczna, musi być wolna. To pierwsza, fundamentalna sprawa. Jeżeli filozofia staje się koncepcją z nakazu, z przymusu, przemienia się w ideologię i umiera. Walka o prawdziwą wolność filozofii była czymś, co było chyba równie drogie księdzu Tischnerowi, jak i mnie.

 

Druga sprawa – filozofia, podobnie jak, w dalszym etapie, prawdy wiary i mistyka, muszą być dostępne wszystkim. Stąd kolejna myśl: filozofia, która nie jest ograniczona do katedr uniwersyteckich i do erudycji uczonych, ale sięga wszystkich ludzi i rozwija się czasem głębiej w intelekcie człowieka nie zdeformowanego erudycją, ta filozofia dla wszystkich, filozofia, która sięga strzech, była równie bliska Jemu, jak i mnie. ,,Historia filozofii po góralsku” to nie jest tylko przypadek, ale coś programowego, wielkiego. Człowiek – mówił Pico della Mirandola – jeśli nie jest filozofem, nie jest człowiekiem. Bo to jest coś, co tkwi w głębi człowieka: szukanie odpowiedzi, a najpierw samych pytań najgłębszych. Pełną odpowiedź daje dopiero wiara, ale filozofia stawia pytania najistotniejsze, które prowadzą do otwarcia okien na teologię, a później na mistykę. I musi być dostępna wszystkim. Ta wielka myśl wydaje mi się bardzo istotna w działalności księdza Tischnera. I do głębi nas łączyła. Mówił pięknie Emil Zegadłowicz: ,,Szliśmy obaj różnymi drogami, w strony różne wcale, / ale jedna tęsknota nas gnała, jedne wabiły oddale”. I to jest właśnie to, co wspólne: ,,jedne oddale”, jedna tęsknota. Idea wielkiego ekumenizmu, który nie jest tylko ekumenizmem w sensie religijnym.
Myślę z wielkim wzruszeniem o księdzu Józefie Tischnerze i o tym, że gdyby bliżej poznał świętego Tomasza, a ja – Kanta czy Husserla, na pewno głęboko byśmy się odnaleźli. Coincidentia oppositorum, o której marzył Mikołaj z Kuzy, jest tym, co ostatecznie czeka nas w nieskończoności i w wieczności.
I jeszcze jedna kwestia, którą podniósł wcześniej ksiądz Adam Boniecki: sprawa Kościoła soborowego. Myślę, że to sprawa o fundamentalnym znaczeniu – dla Kościoła w ogóle i dla Kościoła w Polsce. Kościół XXI wieku musi stawać się coraz bardziej soborowy, coraz bardziej wspólnotowy: ani klerykalny, ani świecki, ale naprawdę wspólnotowy, naprawdę głęboko jeden. Musi stawać się naprawdę służebny, coraz mniej władczy, coraz bardziej ubogi, coraz bardziej podkreślający wyższość środków ubogich nad środkami bogatymi, coraz bardziej pokazujący, że nie sukces, nawet nie sukces duchowy, ale świadectwo jest absolutnie najwyższą wartością. Kościół musi być otwarty tak, jak to realizuje Jan Paweł II, naprawdę ekumeniczny, naprawdę szukający najgłębszych powiązań. To także ksiądz Tischner wspaniale rozumiał i realizował.
Kiedy myślę o ludziach, których już nie ma wśród nas, wiem, że Tischner należy do tych nielicznych ludzi w Polsce, którzy naprawdę zrozumieli aggiornamento soborowe. Mówię z całą odpowiedzialnością: takimi ludźmi byli Jerzy Turowicz, ksiądz Jan Zieja i ksiądz Józef Tischner. Te postacie i grono, które się wokół nich gromadzi, wyznacza model Kościoła, który musi – to rzecz absolutnie konieczna – przebić się przez opór całego corpus politicum. Kościół jako instytucja jeszcze ciągle mu hołduje, a ma się stawać coraz bardziej corpus mysticum. Tischner świetnie to zrozumiał, chociaż właśnie w dziedzinie politicum był tak twórczy i tak głęboko sięgający.
Całym sercem dziękuję za nagrodę, dziękuję za zrozumienie – nie tego, co robię, ale tego, czemu służę. Bóg zapłać!