Publikujemy trzy rozdziały książki „Wędrówki w krainę filozofów“, które będą omawiane podczas „Lekcji czytania z Tischnerem“ 19 stycznia b.r. Książka ukazała się nakładem Znaku w 2008 r. i jest do nabycia w księgarni internetowej; towarzyszy jej płyta zawierająca cykl pogadanek filozoficznych wygłoszonych przez ks. Tischnera na antenie Radia Kraków.

1. Co znaczy myśleć?

Przed wieloma laty kupiłem w Wiedniu książkę Martina Heideggera pod tytułem „Co znaczy myśleć?”. Książka ta zawiera szczegółowe sprawozdania z wykładów i ćwiczeń, jakie ów wybitny myśliciel prowadził w latach 1951-52 na uniwersytecie we Fryburgu. Znałem już wtedy inne prace tego filozofa, szczególnie jego „Sein und Zeit”, ale ten tytuł przykuł szczególnie mocno moją uwagę. Była jesień 1968 roku. Miasto pełne uchodźców z Czechosłowacji po niepowodzeniach słynnej Praskiej Wiosny. W prasie żywe jeszcze echa słynnej „wojny błyskawicznej” między Izraelem a Arabami. Na Uniwersytecie Wiedeńskim odbywał się właśnie światowy kongres filozofów, na którym oczywiście dochodziły do głosu wszystkie sprzeczności ówczesnego świata. Ja też czułem, że gnębi mnie sprzeczność: stałem przed szybą wystawową księgarni uniwersyteckiej i nie wiedziałem, czy mogę sobie pozwolić na dodatkowy wydatek. Któż nie chciałby się dowiedzieć, na tym pełnym konfliktów świecie, co znaczy myśleć?
Po kilku godzinach zagłębiłem się w lekturze. Pamiętam do dnia dzisiejszego jedno z kluczowych zdań Heideggera, które brzmiało jak jakiś wyrok: „Najbardziej daje do myślenia to, że jeszcze nie myślimy”.
Proszę Państwa, Polskie Radio zaproponowało mi przeprowadzenie kilku pogadanek na tematy filozoficzne. To bardzo zobowiązująca propozycja. Ale filozofia to bardzo poważna sprawa. Jak o niej mówić? Wymyśliłem taką formułę: niech to będą krótkie wycieczki w krainę, w której żyją filozofowie. Właśnie przekroczyliśmy bramę do tej krainy. Oto jeden z mieszkańców krainy filozofów powiedział: „Najbardziej daje do myślenia, że jeszcze nie myślimy”. Zdanie to jest jak policzek wymierzony współczesnemu światu. Jak to nie myślimy?! Czyż nie stworzyliśmy nauki? Czy nauka nie stworzyła techniki? Czy nie organizujemy naszego życia codziennego w sposób racjonalny? Czyż w końcu sami nie nazywamy się intelektualistami? Jak można powiedzieć, że nie myślimy?! A jednak głos sędziwego myśliciela ze Schwarzwaldu nie dał się zagłuszyć. Wciskał się w duszę i niepokoił. Zmuszał do tego, aby raz jeszcze przyjrzeć się otaczającemu światu. Im więcej było tego patrzenia, tym bardziej piętrzyły się przed oczyma skutki nieprzemyślanych decyzji ekonomii i polityki.
A nauka? Co z nauką? Co z jej umiłowanym dzieckiem – techniką? Heidegger wywodził: nauka także nie myśli. Ona tylko kombinuje i kalkuluje, a to nie jest jeszcze myśleniem. Nauka chce panować nad przyrodą – ale czy wie po co? Chce przedłużać życie człowiekowi – ale czy wie, jaki sens ma życie? Posyła ludzi na księżyc – ale czy umie powiedzieć, co dla człowieka jest rzetelną wartością? Mówimy, że jesteśmy intelektualistami, ale spory, jakie ze sobą prowadzimy, a zwłaszcza sposób ich prowadzenia, dość gruntownie temu przeczą. Na każdym kroku kłuje w oczy bezmyślność świata.
Dlatego trzeba się uczyć myślenia. Ale jak to robić? Bardzo prosto: trzeba odwiedzić któregoś z mieszkańców krainy filozofów i podglądnąć, jak on to robi. Trzeba zacząć razem z nim. Z myśleniem to tak jak z chodzeniem: przez chwilę dziecko trzyma się matczynej ręki, a potem odkrywa, że może samo. Kiedyś przed wiekami człowiek nazwał siebie „istotą myślącą”. Czy naprawdę był wtedy istotą myślącą? Z pewnością nie. A jednak tak się nazwał i nazwa ta stała się jego imieniem. Dlaczego? Bo odkrył wtedy po raz pierwszy urok i moc myślenia. Zobaczył w nim ratunek dla siebie, zobaczył swój ideał. I wtedy właśnie postanowił wydobyć je na jaw i wynieść ponad pożądania, pragnienia, potrzeby ciała. Uwierzył, że nie ma dla niego większego niebezpieczeństwa jak bezmyślność. Wszędzie, gdzie jest nieszczęście, ma swój udział bezmyślność.
Odkrycie to dało początek filozofii. Filozofia do dnia dzisiejszego przykuwa naszą uwagę. Myślenie wciąż pozostaje naszą nadzieją. I dlatego właśnie wciąż na nowo trzeba się nam uczyć myślenia.

 

2. Narodziny myślenia

Z nauką myślenia jest trochę tak jak z nauką chodzenia: trzeba sobie znaleźć mistrza, uchwycić go za rękę, iść parę kroków, a potem spróbować samemu. Ale jest pewna różnica: kto raz nauczył się chodzenia, ten może zapomnieć o mistrzu. Kto zaczął sam myśleć, powinien od czasu do czasu wrócić do wzoru. Jednym z mistrzów naszego myślenia jest Sokrates. W naszej wędrówce po krainie filozofów spróbujmy odwiedzić jego dom.
Zawsze z głębokim wzruszeniem wracam do niewielkiego dzieła Platona pod tytułem „Obrona Sokratesa”, aby na jego przykładzie rozważać sprawę myślenia. Myślenie właśnie pojawiło się na Bożym świecie. Dziełko to opisuje, jak stary Sokrates stanął przed sądem, aby bronić nie tylko swojej filozofii, ale również swego życia. Przeciwnicy zarzucają mu, że „popełnia zbrodnię i dopuszcza się występku, badając rzeczy ukryte pod ziemią i w niebie i ze słabszego zdania robiąc mocniejsze i drugich tego samego nauczając”. Sokrates broni się przed sądem myśleniem. Czy przekona przeciwników? Wiemy, że mu się to nie udaje. Sokrates zostaje skazany na śmierć. Ale pozostaje po nim wzór myślenia. Wzór, który zobowiązuje nas dziś jeszcze. Spróbujmy zobaczyć, jak Sokrates widzi swoje myślenie. Gdzie są jego początki, gdzie jego cele, jakimi ścieżkami biegnie myślenie od początku do celu?
Sokrates opowiada o początkach myślenia. Oto razu pewnego jeden z jego przyjaciół Chajrefon poszedł do Delf, aby zapytać wyroczni, czy jest w Atenach ktoś mądrzy od Sokratesa. No i wyrocznia powiedziała, że nikt nie jest mądrzejszy. Odpowiedź ta wprowadziła Sokratesa w niebywałe osłupienie: „Co też to bóg mówi? Cóż ma znaczyć ta zagadka? Bo ja, doprawdy, ani się do wielkiej, ani do małej mądrości nie poczuwam. Więc cóż on właściwie mówi, kiedy powiada, że ja najmądrzejszy? Przecież chyba nie kłamie. To mu się [nawet] nie godzi”.
Sokrates próbuje spierać się z wyrocznią. Odwiedza ludzi, którzy uchodzą za mądrych: poetów, artystów, nawet polityków. Rozmawia z nimi, sprawdza ich. I co odkrywa? Ludzie ci jedynie uważają się za mądrych, ale mądrymi nie są. Czytamy: „Wróciwszy do domu zacząłem miarkować, że od tego człowieka jednak jestem mądrzejszy. Bo z nas dwóch żaden, zdaje się, nie wie o tym, co piękne i dobre; ale jemu się zdaje, że coś wie, choć nic nie wie, a ja, jak nic nie wiem, to mi się nawet i nie zdaje. Więc może o tę właśnie odrobinę jestem od niego mądrzejszy, że jak czego nie wiem, to i nie myślę, że wiem”.
Czymże jest tu myślenie? Jest rodzajem duchowej siły, dzięki której człowiek uwalnia się od złudzeń: złudzenia pozornej wiedzy i fałszywej pewności. Myślenie nie przepowiada przyszłości, nie opowiada o niewidzialnej stronie świata, nie uczy człowieka panować nad żywiołami tej ziemi. Ono oczyszcza śmietnik, jaki codzienność robi nam z głowy.
Praca myślenia wiąże się z ryzykiem. Ludzie przywiązują się do swych złudzeń. Mają zresztą często takie złudzenia, bez których nie mogliby żyć. Gdy ktoś chce pozbawić ich takich złudzeń, czyni sobie z nich śmiertelnych wrogów. Sokrates został skazany na śmierć przez tych, którzy złudzenia cenili wyżej niż prawdę. Sokrates tak opowiadał przed sądem o swym posłaniu: „Ja jeszcze i dziś chodzę i szukam tego, i myszkuję, jak bóg nakazuje, i między mieszczanami naszymi, i między obcymi, jeżeli mi się który mądry wydaje, a jak mi się który mądry wydaje, to zaraz bogu pomagam i dowodzę takiemu, że nie jest mądry. I to mi tyle czasu zabiera, że ani nie miałem kiedy w życiu obywatelskim zrobić czegoś, o czym by warto było mówić, ani koło własnych interesów chodzić; ostatnią biedę klepię przez tę służbę bożą”.
Tak, o wiele bezpieczniej utrwalać istniejące złudzenia, niż je rozpraszać. Człowiek, który uwalnia się od iluzji i fałszywej pewności wchodzi w głąb samego siebie. Rozpoznaje tam źródła złudzeń i źródła niewoli, która bierze się ze złudzeń. Zaczyna rozumieć, co w nim samym jest najistotniejsze. Zaczyna po nowemu miłować samego siebie. Tak rodzi się w nim myślenie. Ono się r o d z i. Słowo „rodzi” trzeba brać dosłownie. Spotkanie z filozofem zapłodniło duszę, a reszta należy już do samej duszy. Najpierw wydawało się, że myślenie jest dzieckiem człowieka, a teraz wszystko wskazuje na to, że to człowiek może stać się dzieckiem swego własnego myślenia.

 

6. Myślenie

„Najbardziej daje do myślenia to, że jeszcze nie myślimy”. Pamiętamy zapewne te słowa z naszej pierwszej rozmowy o krainie filozofów. Wypowiedział je Heidegger, a po nim powtórzyło wielu z jego sympatyków. Mimo ogromnego postępu w nauce, mimo rozwoju techniki, mimo głębokich przemian politycznych, które wydają się przemianami na lepsze, wciąż jeszcze nie myślimy. I to daje do myślenia. Ale czy istniały kiedyś takie czasy, w których myśleliśmy? Wciąż trzeba powracać do pytania: co znaczy myśleć? Niewątpliwie myślenie jest czymś w rodzaju duchowej walki z przeciwnikiem. Ale takiej walki, w której oczywiście nie stosuje się środków przemocy. Myślenie ma swojego przeciwnika. Jest nim nieprawda: wszelki rodzaj nieprawdy, jaki tylko sobie można pomyśleć.
Wyróżniliśmy dotąd dwa rodzaje nieprawdy: złudzenie i kłamstwo. Złudzenia pojawiają się przede wszystkim na poziomie naszego doświadczenia rzeczy zewnętrznych. Kłamstwa natomiast wiążą się z mową i pojawiają się na poziomie stosunków ludzi z ludźmi. Myślenie jest sposobem przezwyciężania złudzeń i kłamstw. A jest nim dlatego, że to ono – i tylko ono – kieruje człowieka na prawdę. Dzięki myśleniu możemy pytać: jak naprawdę jest?
Myślenie jest oczywiście pewnym otwarciem na świat, to niewątpliwe. Ale jest to otwarcie szczególne. Uczucia i nastroje ukazują nam rozmaite strony świata, szczególnie jego wartości. Weźmy na przykład uczucie tęsknoty. W tęsknocie i poprzez tęsknotę uobecnia się nam ktoś, kto jest nieobecny. Tego, kogo kochamy, nie ma obok nas, ale my wciąż jesteśmy obok niego. Wartość nam bliska znajduje się od nas daleko. Tęsknota nie ukazuje nam jednak pełnej prawdy o drugim. Ona nie jest bezstronna, nie jest obiektywna. Nie odpowie na przykład na pytanie, czy warto tęsknić. Nie zaprzeczy samej sobie. Ani siebie nie zgani, ani siebie nie pochwali. Inaczej myślenie. Dzięki myśleniu, człowiek potrafi wznieść się ponad tęsknotę. Potrafi ją ocenić. Potrafi jej nawet zaprzeczyć, co nie znaczy oczywiście, że potrafi ją samym myśleniem zwalczyć. Można nawet więcej powiedzieć: myślenie potrafi zaprzeczyć sobie samemu, czego nie potrafi żadne uczucie, żaden nastrój.
Sprawa ma jednak jeszcze inny aspekt, jeśli chodzi o myślenie. Pozostając wyłącznie na płaszczyźnie uczucia, nie sposób porozumieć się z drugim człowiekiem, zwłaszcza takim, który nie przeżywa danego uczucia. Z tego, że ja za kimś tęsknię, nie wynika, że ktoś inny także tęsknić za nim powinien. Z tego, że ktoś kogoś kocha, nie wynika, że i ja powinienem kochać. Inaczej z myśleniem. Myślenie jest przeżyciem najbardziej wspólnym ze wszystkich przeżyć. Niezależnie od nastrojów i burz uczuciowych potrafimy wszyscy się zgodzić, że dwa plus dwa jest cztery. Dlatego mówimy: myślenie jest otwarciem. Otwarciem na drugiego poprzez prawdę i na prawdę poprzez drugiego.
Heidegger podsuwa nam do rozważenia cztery tezy na temat myślenia. Warto je tutaj zacytować. Nie mówią nam one o tym, czym myślenie jest, lecz raczej o tym, czym nie jest. Ale wiemy, że czasem zapędzana owca potrafi znaleźć właściwą drogę do zagrody. Tak samo i my poprzez te cztery negatywne tezy może wpadniemy na trop wiodący ku myśleniu. Oto one: myślenie nie prowadzi do żadnej wiedzy (jak uprawianie nauki); myślenie nie dostarcza żadnej przydatnej do życia mądrości; myślenie nie rozwiązuje żadnej zagadki świata; myślenie nie udziela bezpośrednio żadnej siły do działania.
Tyle cztery tezy. Spróbujmy powtórzyć istotę sprawy. A więc: nie prowadzi do żadnej wiedzy, nie dostarcza żadnej przydanej do życia mądrości (mądremu wcale nie jest łatwiej), nie rozwiązuje żadnej zagadki świata i, co więcej, nie daje siły do działania, raczej powstrzymuje od działania. Można by długo zastanawiać się nad przytoczonymi słowami, ale jedno wymaga tu podkreślenia: myśleniu nie zależy na owocach, jakie przyniesie. Idzie mu tylko o to jedno: dowiedzieć się, jak naprawdę jest. A dążąc do tego celu, myślenie sięga po rozmaite środki: doświadczenie, eksperyment, świadectwo innych. Ale wiedzieć, jak naprawdę jest, znaczy – pozwolić być temu, co jest. Myślenie pozwala być i dlatego właśnie jest ono tak ściśle związane z miłością.