„Tischnerowi się po prostu wierzyło”, mówi Wojciech Bonowicz w rozmowie z Katarzyną Kubisiowską. Wywiad zatytułowany „Krówka na trawce” ukazał się w „Tygodniku Powszechnym”

 

Oto fragment tej rozmowy:

 

Wojciech Bonowicz: Uczciwie powiedziawszy, jak dostaję zaproszenia na spotkania autorskie, to zwykle nie w związku z moją twórczością poetycką, lecz o wiele częściej w związku z Tischnerem, którego biografię napisałem siedemnaście lat temu. O nim ludzie wciąż chcą słuchać.

 

Katarzyna Kubisiowska: Jaką opowieść chcą usłyszeć?

Tęsknią za jasną postacią. Ktoś mi kiedyś powiedział, że jak Tischner wchodził do pokoju, to jakby się drzwi otwierały w człowieku. Drzwi się otwierały – i żyć się chciało. Każdy z nas nosi w sobie pragnienie, że przyjdzie taki ktoś, kto mu powie: „Słuchaj, cała ta twoja szamotanina ma sens”. Każdy chce to usłyszeć – czy to będzie poeta, czy gość, który ma budę z warzywami, polityk, który już nie wie, za czym głosuje, czy zdesperowana matka niepełnosprawnego dziecka…

 

W każdą niedzielę ksiądz mówi im o tym na kazaniu.

Ale nie każdy ksiądz ma w sobie autentyzm Tischnera. Jemu się po prostu wierzyło. A do tego był mistrzem słowa. Regularnie chodziłem na jego wykłady, które miał na polonistyce. I naprawdę był najlepszy, a wykładali wtedy przecież i Błoński, i Balbus, i Stróżewski, i wielu innych wybitnych.

 

O co pytają ludzie na tych spotkaniach?

Możesz się śmiać, ale najczęściej o to, jak żyć.

 

W ogóle nie jest mi do śmiechu, sama bym o to zapytała.

Kiedyś o. Marek Donaj, augustianin, który jako kapelan odwiedzał Tischnera w szpitalu, zagadnął go: „Księże profesorze, mam prowadzić rekolekcje, chciałbym dać temat »Jak żyć?«. Niech mi ksiądz profesor coś podpowie”. I Tischner wpisał mu do książki: „Nieważne jak, ważne z kim”.

Ludzie się śmieją, kiedy to cytuję. Ale to jest właściwie najgłębsza religijna odpowiedź, jakiej można udzielić.

 

Dla mnie ta odpowiedź jest głęboko ludzka.

Oczywiście. Bo jak się dobrze zastanowić, to w życiu jest właśnie tak: naprawdę ważne jest „z kim”, a „jak” przychodzi potem. W życiu publicznym jest wielu ludzi, którym z łatwością przychodzi mówienie o Bogu. Ale ja jakoś im nie dowierzam. Dużo ludzi ma światopogląd religijny, ale praktycznie są niewierzący. Dlaczego? Bo nigdy nie doświadczyli Boga w żywej relacji. Jak Go nie znajdziesz w spotkaniu z drugim, to Go nie znajdziesz w spotkaniu z katechizmem Kościoła katolickiego. (…)

Powiem jeszcze coś o Tischnerze. Wiesz, dlaczego on budził taki podziw? Bo jako ksiądz tkwił w strukturze mocno uschematyzowanej, a równocześnie z niej wystawał.

 

Wystawał suwerennością myślenia?

Najciekawsze było w nim to napięcie między zakorzenieniem a niesłychaną wolnością ducha. Pamiętam, co na jego pogrzebie powiedział kard. Franciszek Macharski: „Tischner był skądś, a wielu z nas jest znikąd”. To było mocne. Przecież kardynał nie był znikąd! W Krakowie był bardzo znany, dobrze się weń wtopił. A jednak powiedział to z wyraźną zazdrością. Tischner to było drzewo, które miało korzeń w jednym miejscu, ale gałęzie rozrastały się swobodnie w różnych kierunkach. Za tym, myślę, tęsknimy.

 

Całą rozmowę można przeczytać w papierowym wydaniu „Tygodnika” lub (po zalogowaniu) tutaj.