\„Zapisuję pierwszą myśl, jaka mi do głowy przychodzi: kto chce mieć ciekawe życie, kto chce pięknie przeżyć osiemdziesiąt lat, niech zostanie małym bratem Jezusa”, napisał w „Tygodniku Powszechnym” ks. Adam Boniecki po lekturze książki „Z powodu Jezusa i Ewangelii. Autobiografia – i nie tylko”. Jej autorem jest mały brat Jezusa Maurice Maurin, od dwudziestu kilku lat żyjący w Polsce i znany tu jako brat Moris. Za swoją poprzednią książkę – „Wierzę w Kościół” – brat Moris otrzymał w 2007 r. Nagrodę Znaku i Hestii im. ks. J. Tischnera.
„Prosta opowieść o pięknym życiu”, pisze o „Autobiografii…” ks. Boniecki. „Wystarczy nie mieć nic, być naprawdę ubogim. Wystarczy być wolnym, zawsze gotowym do drogi. Godzić się na każdą pracę fizyczną. Wystarczy iść w ślady Jezusa. To opowieść o pięknych ludziach, pięknych przyjaźniach, o życiu w krajach dalekich. Egzotycznych? Nie, bo jest to zawsze ubogie życie wśród biednych, a bieda nie jest egzotyczna. Jest do siebie podobna, w afrykańskim leprozorium, w arabskim ośrodku zdrowia dla ubogich, na pustyni, w Paryżu, Tuluzie, czy na warszawskiej Pradze, przy ulicy >>cieszącej się niezbyt dobrą sławą<<”.
Oryginalność opowieści brata Morisa – zwraca uwagę z kolei recenzent „Więzi” Michał Płoski – polega na tym, że autor jest „w sercu Kościoła”, a jednocześnie nie jest funkcjonariuszem kościelnej instytucji. „To tak niewiele, a jednocześnie tak dużo. Klimat braterstwa, autentyzmu, szczerości – jest nam dziś potrzebny w polskim Kościele jak powietrze. Istnieją zatory, które utrudniają lub uniemożliwiają rozmowę, wspólne – przez świeckich i duchownych, proboszczów i biskupów – rozwiązywanie narastających coraz trudniejszych problemów, tego wszystkiego, co nas boli. Jak to zrobić, skoro w naszym Kościele tak trudno istnieć bez maski, a nazywanie rzeczy po imieniu pociąga za sobą posądzenie o wrogość?”
Siła pisarstwa brata Morisa, twierdzi Płoski, „bierze się stąd, że nie jest ono dla niego zajęciem pierwszoplanowym. Może trudno w to uwierzyć, gdy spojrzymy na spory stosik napisanych przezeń książek, ale tak jest w istocie. Moris, mały brat Jezusa, żyje bowiem zgodnie z regułą i charyzmatem swojej zakonnej wspólnoty, a więc duchowością Nazaretu. Bracia, żyjący w małych, kilkuosobowych fraterniach, przyjmują sposób życia zwykłej rodziny o niskim statusie materialnym i społecznym. Zarabiają na życie, podejmując prace najniżej płatne, niewymagające wysokich kwalifikacji. To im ułatwia bliskość z ludźmi, solidarność z sąsiadami, z kolegami z pracy. Żyjąc w ten sposób w świecie, wśród ludzi, są zgromadzeniem kontemplacyjnym – codziennie adorują w domowej kapliczce Najświętszy Sakrament, pod wieczór gromadzą się na mszy świętej, odnajdują Bożą obecność w powszechnym zgiełku. W formacji braci uwzględniane jest wykształcenie teologiczne, ale tylko niektórzy z nich, i tak było w przypadku brata Morisa, przyjmują święcenia kapłańskie, w zasadzie wyłącznie dla posługi w swojej wspólnocie. Nie zmienia to w niczym ich pozycji w zgromadzeniu.
Myślę, że to bardzo trudne powołanie – tak trudno nam spojrzeć z miłością na każdego napotkanego człowieka, tymczasem właśnie w ten sposób ma owocować kontemplacja w świecie. Bracia co jakiś czas zabierają ze sobą Najświętszy Sakrament, Pismo Święte i odchodzą do pustelni, aby znów odnaleźć ufność.
Brat Moris, rocznik 1928, znalazł czas na pisanie dopiero po przejściu na emeryturę. Również dziś, poza modlitwą i posługą kapłańską, codziennym jego zajęciem jest robienie zakupów, przygotowywanie posiłków dla pracujących współbraci, podtrzymywanie kontaktów z sąsiadami, gośćmi, przyjaciółmi. Tak bardzo potrzebna jest wszystkim jego serdeczność, ciepło, zwyczajność. Wiele osób namawia go, aby zapisał to, co znają z rozmów z nim, z homilii, z rozmaitych spotkań, w których bierze udział. Tak powstają kolejne artykuły, potem książki, niejako na marginesie życia przenikniętego modlitwą”.
Najnowsza książka powstała na prośbę innych małych braci Jezusa: „Powinieneś coś napisać na temat braci, których dobrze znałeś, a którzy odegrali ważną rolę we fraternii”, usłyszał od nich któregoś dnia. „Zacząłem więc pisać”, wspomina brat Moris, „bez wielkiego przekonania zresztą, i nagle całe moje życie na nowo stanęło mi przed oczami”.
„Autobiografię brata Morisa”, pisze Michał Płoski, „można by porównać do >>Siedmiopiętrowej góry<< Thomasa Mertona. Merton prowadzi nas przez świat za mury opactwa trapistów – brat Moris pozwala nam poznać bliżej anonimowe, ukryte, choć wplecione w losy świata życie małych braci Jezusa. Ukazuje nam – nie zawaham się powiedzieć – wielki heroizm tego powołania, pójścia za Tym, >>który uniżył samego siebie<<, pójścia do obcych z ufnością, bez jakichkolwiek zabezpieczeń. (…) Tytuł książki zaczerpnięty jest z pierwszych słów profesji: „Z powodu Jezusa i Ewangelii, ze względu na miłość do Boga i do moich braci najbardziej samotnych i opuszczonych…” Wraz z autorem wędrujemy przez różne kraje świata, w których wypełniał swoje powołanie: przez Saharę, Maroko, Hiszpanię, Francję, Rzym, kraje Czarnej Afryki… Do Polski, jeszcze za czasów komunistycznych, w ukryciu, brat Moris przybył po raz pierwszy w roku 1978. Później przyjeżdżał do naszego kraju wielokrotnie, a od 1990 r. zamieszkał tu na stałe. Ma polskie obywatelstwo. Ten długi już okres pobytu w Polsce jest w książce zaledwie zasygnalizowany – domyślamy się, że autorem kierowała dyskrecja. Pozostaje mieć nadzieję, że z czasem brat Moris dopisze osobny tom”.
W książce znajdziemy m.in. opis ryzykownej misji podjętej przez brata Morisa w środkowej Afryce na polecenie władz zakonnych. Chodziło o odnalezienia grobów i ustalenie okoliczności śmierci braci zamordowanych w afrykańskiej dżungli podczas wojny domowej: „Odsłoniłem warstwę ziemi tam, gdzie powinny znajdować się stopy, i rozpoznałem nasze charakterystyczne sandały, z podeszwami z opon samochodowych. Umieściliśmy więc tam przygotowane drewniane krzyże i modliliśmy się wspólnie, razem z księdzem i z mieszkańcami wioski. Była to chwila silnego wzruszenia dla nas, lecz także dla wszystkich uczestników, z których większość była świadkami tych tragicznych wydarzeń. Wzruszenie ogarnęło nas także, gdy zbierając się już do odwrotu, usłyszeliśmy skierowane do nas pytanie ze strony tamtejszej ludności: >>Czy bracia tutaj wrócą?<<”.
„Każda obecność braci, gdziekolwiek są, pozostawia światło”, komentuje tę scenę recenzent „Więzi”, „nawet w miejscu, które moglibyśmy nazwać >>jądrem ciemności<<. Śmierć małych braci André, Bernarda, Heinza, Bernharda w Kamerunie, czy Maurice’a w Algierii, to jednak wypadki wyjątkowe. Spośród wielu nakreślonych w książce sylwetek małych braci wybieram brata zwanego Wielkim Do, który dożył późnego wieku – to piękny przykład zwykłego, a zarazem heroicznego wypełnienia powołania. Będąc już stary i chory na astmę mieszkał samotnie w Paryżu, w małej służbówce na szóstym piętrze bez windy i pracował jako stróż w wielkim biurowcu. Codziennie dojeżdżał do pracy metrem. Ludzie ustępowali mu miejsca – nazywał to nową formą ubóstwa przeżywanego publicznie. (…) Powołaniem małych braci Jezusa jest zwyczajność, zniknięcie w tłumie wielkiej metropolii lub nieznanej małej mieściny o nienajlepszej reputacji, jaką był w czasach Jezusa Nazaret”.
Choć brat Moris biegle posługuje się polszczyzną w mowie i w piśmie, książka powstała w języku francuskim i na język polski przełożyła ją wybitna tłumaczka Maria Żurowska. Więcej informacji o niej można znaleźć na stronie wydawcy: www.esprit.com.pl.