Drugi dzień tegorocznych Dni Tischnerowskich poświęcony był w całości głównemu tematowi imprezy: spotkaniu. O tym, czym było spotkanie dla Tischnera, dyskutowali najpierw reżyserzy teatralni, a potem filozofowie i publiczność. Na scenie PWST – głównego organizatora Dni – zobaczyliśmy Annę Augustynowicz, Annę Polony, Bogdana Cioska, Andrzeja Dziuka, Zbigniewa Stawrowskiego, Jerzego Trelę oraz Adama Workowskiego.

O godz. 13 rozpoczęła się dyskusja poświęcona spotkaniu Tischnera z teatrem. Gości powitała rektor PWST, prof. Ewa Kutryś, a rozmowę z Anną Augustynowicz, Bogdanem Cioskiem oraz Andrzejem Dziukiem, którzy byli uczestnikami seminarium prowadzonego przez Tischnera dla studentów reżyserii dramatu, poprowadził dramatolog i krytyk teatralny Jacek Kopciński. Na sali był też obecny prof. Jan Maciejowski, który na początku lat 80., jako dziekan Wydziału Reżyserii Dramatu, zaprosił Tischnera do szkoły teatralnej.

Rozmowa rozpoczęła się od wspomnień na temat tego, jak wyglądały wykłady i seminaria Tischnera w PWST. Tischner pojawił się w szkole w 1981 roku. Pewnego razu prof. Maciejowski zapytał studentów: „Z kim chcielibyście pracować?” Chodziło o to, kogo spoza szkoły do niej ściągnąć. Studenci dostarczyli odpowiednią listę i w ten sposób w szkole pojawili się m.in. Tadeusz Kantor, Jerzy Nowosielski i właśnie Tischner. Spotkania z Tischnerem, który pracował wtedy nad własną koncepcją filozofii dramatu, bardzo studentów ożywiły. „Jak można nie pokochać kogoś”, mówił podczas spotkania Andrzej Dziuk, „kto na pierwszych zajęciach mówi, że każdy człowiek jest istotą dramatyczną?”

Bogdan Ciosek zwrócił uwagę, że w samych spotkaniach z Tischnerem było coś z teatru. „Profesor zadawał pytanie i zawieszał głos. Miało się wrażenie, że profesor sam sobie to pytanie zadaje. Mieliśmy złudzenie, że razem z nim rozwiązujemy ten problem”. „Pamiętam rodzaj uniesienia, rozgorączkowania po tych spotkaniach”, wspominał Dziuk. Wychodziło się z nich z poczuciem niedosytu, zaciekawienia, co będzie dalej. „Można powiedzieć, że Tischner był aktorem doskonałym”, mówił Ciosek. „On mnie nauczył, że pauza jest istotą gry. Do tego dochodziły gesty, bardzo wymowne. Warto porównać spotkanie z Kantorem i spotkanie z Tischnerem. Obaj byli wielkimi aktorami. Ale aktorstwo Tischnera służyło przekazywanej myśli, przekazywaniu sensu. Zajęcia z Kantorem były całkowicie odmienne. Kantor skupiał się na sobie, mówił sobą o sobie. Dawał nam do zrozumienia, że artysta jest jedyną istotną treścią w sztuce. Warto zapytać, czy nasz współczesny teatr kieruje się bardziej w stronę Tischnera, czy w stronę Kantora?”

Poruszenie wśród gości wywołał stwierdzenie Jacka Kopcińskiego, że wyobraża on sobie Tischnera jako świetnego filozofa-performera. „Nie zgodzę się na używanie słowa `performer`”, powiedziała Anna Augustynowicz. „Podstawą tych spotkań był konkretny tekst: `Filozofia dramatu`. W moim odczuciu jest to wybitny podręcznik reżyserii”. Reżyserka podkreśliła, że Tischner posługuje się językiem fenomenologii, który nie jest językiem performerów. Ten język pyta o sens, w szczególności sens tego, co dzieje się między ludźmi. „Jest tajemnicą, dlaczego jedni ludzie się ze sobą spotykają, a inni spotkać się nie mogą”. Tischner dotykał takich problemów. „Ale taki język w rozmowie o teatrze spotyka się dziś niezwykle rzadko”.
Zaproszeni reżyserzy mówili też o wpływie myśli Tischnera na ich praktykę teatralną. Andrzej Dziuk podkreślił, że z Tischnerowskiej filozofii dramatu skorzystać może ten reżyser, który „skupia się na tym, co się dzieje między nim a aktorem, a nie ustawia aktora, nie musztruje”. Proces twórczy jest budowaniem relacji, w którym trzeba uszanować to, że drugi jest inny, jest tajemnicą. „U Tischnera samo budowanie relacji z drugim jest twórczością”, dodała Augustynowicz. Podkreśliła, że myślenia Tischnera nie należy traktować jako systemu pojęć, które można wziąć i posługiwać się nimi w inscenizacji, ale raczej jako coś, co pomaga ludziom zbliżyć się do siebie i lepiej siebie zrozumieć. Wspólne działanie artystyczne jest następnym krokiem. „Myśmy na tych seminariach bardzo się odsłaniali. Mogę powiedzieć, że ci, z którymi studiowałam, wiedzą o mnie znacznie więcej niż np. moja rodzina. Przy Tischnerze trzeba było pokazać twarz”.

Bardzo ciekawa dyskusja trwała blisko dwie godziny, padły też pytania i komentarze z sali. Kontynuacją tej rozmowy było „Czytanie Tischnera”, które rozpoczęło się w tym samym miejscu o g. 17. Wybitni aktorzy i profesorowie PWST, Anna Polony i Jerzy Trela, przy pełnej widowni przeczytali obszerne fragmenty eseju Tischnera „Fenomenologia spotkania”. Raz jeszcze okazało się, że w wykonaniu znakomitych aktorów nawet trudny filozoficzny tekst brzmi inaczej, dobitniej, bardziej dynamicznie. Nie można też odmówić dynamiki temu, co nastąpiło potem: filozofowie Zbigniew Stawrowski i Adam Workowski zainicjowali dyskusję o wysłuchanym tekście, do której początkowo nieśmiało, a potem coraz energiczniej włączyła się publiczność. „Zasadnicze pytanie Tischnera brzmi: kim jest człowiek? Jaka jest prawda człowieka? I jaki my mamy dostęp do tej prawdy?”, zaczął Stawrowski. „Tischner stawia spotkaniu niesłychanie ostre warunki”, powiedział z kolei Workowski. „Czy takie spotkanie, jakie opisuje, jest w ogóle możliwe? A przecież, z drugiej strony, u niego od spotkania wszystko się zaczyna, spotkanie jest warunkiem doświadczenia innych wartości. Tischner jest szalony w swoim pragnieniu spotkania. Nie wiem, czy mamy mu w tym szaleństwie towarzyszyć”, prowokował publiczność filozof.

Dzięki takim prowokacjom pojawiło się wiele ciekawych pytań i intuicji. Stawrowski podkreślił, że opis Tischnera można potraktować jako opis pewnego ideału, który niekoniecznie osiągamy, ale do którego mamy dostęp w konkretnych doświadczeniach. Może przecież być tak, mówił, że na moje odsłonięcie się ktoś nie odpowie tym samym. I na odwrót, ja mogę nie chcieć się odsłonić, chociaż kto inny to zrobił. To nie przesądza o tym, że do spotkania nie doszło. Doszło, ale tylko w jakiś niepełny sposób. „U Tischnera”, ripostował Workowski, „spotkanie to jest gra na dwóch fortepianach”. Spotkanie jest zawsze „twarzą w twarz”, a to znaczy, że obie strony muszą być w nie zaangażowane. „A co to jest twarz? Tischner kilka razy w tym tekście powtarza to pytanie. Twarz jest czymś, co wymyka się opisowi. Skoro nie możemy opisać twarzy, opisujemy warunki spotkania. Tischner gwałci tu pewne przyzwyczajenia naszego języka. Dlaczego? To trochę tak, jak z widokiem z wysokiej góry: nie można drugiemu adekwatnie go opisać, ale można go zaciągnąć na szczyt góry. Można powiedzieć, że to, co jest twarzą, jest jakimś `ruchem`. To nie jest jakaś substancja, coś, co tkwi gdzieś `w środeczku` i odsłoni się po zdjęciu wszystkich masek. Tischner woli tu mówić o `sposobach bycia`. To nie jest `co`, to jest `jak` – tak bym odczytywał intuicje Tischnera”.

Także i ta dyskusja trwała długo, przeszło dwie godziny. Pojawiły się ciekawe pytania z sali, np. o to, czy można utracić i odzyskać twarz (w języku jest taka intuicja), czym jest twarz w mediach społecznościowych, a także o to, czy można nazwać spotkaniem sytuację, w której nie ma bezpośredniego zetknięcia, a jednak ktoś jest dla kogoś inspiracją, coś komuś odsłania, „dźwiga go”, nie wiedząc wcale o jego istnieniu. „Spotkanie ma wiele znaczeń”, mówił Adam Workowski. „Jedno z nich ukuł Tischner. Ale jest, moim zdaniem, wiele takich mocnych doświadczeń międzyludzkich, które się w pojęciu ukutym przez Tischnera nie mieszczą”.